Wojtek Gajowy z Wałbrzycha

Dowiedziałem się o usługach bioenergoterapeutycznych od rodziny.  Mama żony mojego kuzyna, miała nowotwór złośliwy i mimo zakończenia leczenia lekarskiego, była prowadzona z pozytywnym efektem przez Panią Klaudię.

Zgłosiliśmy się do Pani Klaudii pod koniec 2009 roku.  Pani Klaudia leczyła mojego Tatę, Mamę, Mnie i Siostrę, mężczyznę nagły wypadek z rodziny.  Diagnozy we wszystkich przypadkach sprawdzały się.  Podane diagnozy też wyprzedzały informacje, które otrzymywaliśmy później z innych źródeł.  Efekty i skuteczność leczenia były widoczne.  Sprawy nie zawsze toczyły się tak jak uważamy, że powinny, ale działały i można je było poczuć i zauważyć.

W tamtym czasie nie wiedziałem na czym polega metoda leczenia Pani Klaudii. Stronę internetową przeczytałem po kilku wizytach.  Książkę kupiłem zaraz jak tylko została wydana.  Obcując z Panią Klaudią, czytając stronę internetową i książkę dowiedziałem się więcej.  O takich metodach leczenia i zjawiskach czytałem wcześniej w innych książkach i doświadczałem osobiście takich zjawisk uczestnicząc w różnych kursach.

Wizyty u Pani Klaudii i stosowane metody działały nie tylko na ciało i nasze choroby, ale również na inne wydarzenia w naszym życiu z tym związane.

Tato chorował na bardzo ciężką chorobę.  Nowotwór złośliwy jelita grubego.  Konsekwencje choroby były bardziej rozległe jak się dowiedziałem u Pani Klaudii.  Diagnozy Pani Klaudii potwierdzały te, które znaliśmy i również dostaliśmy nowe informacje.  Już przy pierwszym spotkaniu Pani Klaudia powiedziała, że zgłosiliśmy się późno i może być trudno uleczyć Tatę.  I tak niestety się stało, że przy kolejnym spotkaniu Pani Klaudia poinformowała mnie, że nie uda się Taty uleczyć.  Tato dostawał jeszcze seanse.  Pani Klaudia bardzo uczciwie, delikatnie i wyczerpująco poinformowała mnie o wszystkim i przygotowała do mających nastąpić zdarzeń związanych ze śmiercią Taty.  Tato prawie do końca swojego życia był aktywny, nie używał środków przeciwbólowych, otoczenie dostarczyło ciszy i spokoju, które jakby wiedziało, że ma stworzyć w takich chwilach właściwe warunki. Umarł w domu, wszyscy zdążyli przyjechać i pożegnać się, chociaż nie spodziewaliśmy się, że nastąpi koniec życia Taty.

Leczenie Mamy trwało w wielu okresach i na bardzo wiele chorób. Jednym z przypadków była złamana ręka Mamy. Rozpoznanie i diagnoza były przeprowadzone na odległość bez udziału Mamy. Złamanie było skomplikowane i bardzo bolesne. Pani Klaudia zaleciła wybrać chustę i owijać nią rękę.  Chusta była wybrana przez Mamę samodzielnie w domu. Również dostaliśmy informację kiedy ma być zdjęty gips, ale tego warunku nie udało się spełnić.  Mama ma bardzo ciepły charakter, ale złamanie było wyjątkowo dokuczliwe, cierpiała bardzo z powodu bólu. Dzisiaj nie pamiętamy już o tym, ręka zagoiła się i funkcjonuje prawidłowo. Z powodu wieku Mamy, jest to niezwykłe, że tak się to zakończyło – bez śladu. Przewidywano komplikacje lub bolesne odczucia. Znajome starsze osoby wiem, że nie miały takiego szczęścia w takich przypadkach.
Mama jest leczona przez Panią Klaudię nadal bez wiedzy i obecności Mamy.  Leczenie daje pozytywne efekty, choć nie przebiegają tak jakbyśmy chcieli.

Siostrę Pani Klaudia prowadziła na odległość bez żadnego osobistego spotkania, za zgodą i wiedzą siostry. Diagnozy były trafne, wyprzedzające, leczenie pozytywne. Bez udziału własnego Siostra dowiedziała się więcej o sobie niż wiedziała dotychczas. Leczenie i diagnozy wyglądały jak zawsze w odniesieniu do każdego z nas. Krótkie pytanie, rozmowa, Pani Klaudia skupiała się w ciszy i mówiła „już” kiedy był koniec. Jeśli mieliśmy pytania to również można było dostać odpowiedzi, porozmawiać po takiej „sesji”. Zalecała kupić krem i smarować się w odpowiednim miejscu, pić wodę z na energetyzowanego kubka, używać określonej poduszki lub innego przedmiotu, materaca, chusty, ubrań, coś odstawić bo szkodzi lub używać, ale będzie zneutralizowane. Przedmioty w zależności od schorzenia i możliwości ich użycia przez osoby leczone. Osoba ta mogła świadomie wybierać te przedmioty lub nie świadomie, używać ich i to wystarczyło.

Na odległość i bez wiedzy osoby, Pani Klaudia prowadziła również inną starszą osobę z rodziny, mężczyznę. Pobyt w szpitalu, zagrożenie życia, słabe naczynia krwionośne, zagrożenie wewnętrznym wylewem. Diagnoza Pani Klaudii potwierdzała się i nawet była bardziej rozszerzona. Bez udziału tej osoby stosowane były przedmioty, które używała i miały jej pomóc. Było wiele zaleceń, niektóre były wypełnione, inne nie. Również była informacja, że niektóre lekarstwa szkodzą lub że jest ich za dużo. Nie można było tego wprowadzić z uwagi na dyskrecję, a po czasie dowiadywaliśmy się, że te spostrzeżenie ktoś inny z tradycyjnej medycyny zauważył. Leczenie na odległość zakończyło się, osoba ta żyje nadal.

Mój przypadek zgłosiłem przy którejś z kolei wizycie. Z założenia powinienem wiedzieć o sobie wszystko. Wiedziałem, że mam schorzenia kręgosłupa i związane z tym duże emocjonalne komplikacje. Kiedyś jako młody chłopak doznałem urazu przy ciężkiej pracy.
I jak pamiętam leczyłem się od tego czasu całkowicie i wydaje mi się teraz całe życie. Ból był okropny. Pamiętam ten dzień jak usłyszałem, że moje życie się zmieni, będzie wiele ograniczeń i że jest to nieuleczalne. Młody człowiek tak jakby został pozbawiony szans.

I po ponad 25 latach życia z tym, szukania pomocy u naturoterapeutów, fizjoterapeutów trafiłem do Pani Klaudii. Pani Klaudia orzekła, że zrobi to w określonej kolejności, po swojemu. Chwila milczenia, skupienie, „już”. Nie pytałem co jest leczone. Miałem smarować kremem, który kupie później, pas ciała z przodu na wysokości mostka. Miałem wybrać sobie kubek, pić wodę. Jeszcze jak żył Tato również emocjonalnie potrzebowałem pomocy, wtedy miałem używać poduszkę, którą wybiorę sam i zalecenie stosować relaks – savasanne. W domu uznałem, że nie chodzi o kręgosłup w tym leczeniu. Nie to jest najważniejsze. Tam gdzie smarowałem się kremem i ta część ciała nie była widoczna jak np. twarz, występowały czerwone plamki. Zapytałem o to, dostałem odpowiedz, że to energia działa.

Po zakończeniu seansów miałem przypadek, że wykryłem kleszcza w swoim ciele. Miałem do czynienia z kleszczami, masą kleszczy. Wiedziałem co to jest, czym grozi, jak się ich pozbyć. Ten swędział, był już w skórze, widziałem go, ale nie mogłem go wyjąć. Pojechałem na pogotowie. Został usunięty.  Dostałem zalecenie, że jeśli za 2 tygodnie pojawi się plama to będzie trzeba użyć antybiotyków i wtedy mam się zgłosić do lekarza w przychodni. Plama pojawiła się i rosła.  Zadzwoniłem do Pani Klaudii, powiedziała że sprawdzi, po chwili usłyszałem, tak kleszcz był złośliwy, dostaję seans. Potem kolejny seans i potem sprawdzenie czy już, dla pewności jeszcze jeden seans. Plama rosła i rosła, w końcu długo po seansach zniknęła. Od tego czasu minął ponad rok.

Obcując z Panią Klaudią powoli dowiedziałem się wiele i cały czas uczę się życia, i uczę się siebie. Jeśli mówimy o chorobach to one również są między innymi wynikiem naszego życia. Jaki wspaniały wynik można uzyskać Pani Klaudia pokazała opisując swoje życie w książce. Podała swoim przykładem, że można dużo więcej osiągnąć w życiu niż się spodziewamy, niewyobrażalnie więcej. Ja jestem wdzięczny, że Pani Klaudia pojawiła się w moim życiu.  Kręgosłup leczę sam, wiem że można go wyleczyć. Zgodnie z zaleceniami Pani Klaudii opisanymi na stronie internetowej, w książce i przekazanej w spotkaniach. Stosuję, walczę ze swoimi przyzwyczajeniami, przekonaniami, słabościami. Upadam i dźwigam się. Obserwuję. Wyleczony kręgosłup to nie jest to, co będzie końcowym efektem działań. Wszystko dzięki wiedzy, którą Pani Klaudia podała. Konkretnej, sprawdzonej, możliwej do wykonania. A jak daleko dojdę zależy ode mnie.

Bioenergoterapia

Jasnowidzenie

Medycyna naturalna

Moje Himalaje – saga o jodze

Autobiograficzna książka „Moje Himalaje – saga o jodze” z moją dedykacją. Książka opowiada o dzieciństwie ze zdarzeniami losowymi, praktyce jogi, przebytych transach medytacyjnych, które stały się narodzinami mojego nowego życia, o jasnowidzeniu, leczeniu, kontaktach z umarłymi, zdolności wpływania na ludzkie losy…
Moje Himalaje - saga o jodze