Sławek Gniazdowski z Warszawy

Gdyby ktoś zapytał mnie o kobiety mojego życia, z pewnością wymieniłbym Klaudię Szewcową jako jedną z nich.
Ci, którzy zamieścili tu swoje wpisy dobrze wiedzą o czym piszę, zaś ci, którzy je tylko czytają będą mogli, tak sądzę, odnaleźć w nich nadzieję dla siebie.

Jeśli ją stracili, jeśli jej potrzebują.

Rozbudzona nadzieja jest jednak jak odbezpieczony granat; może strącić człowieka w czarną otchłań.
Może posadzić go na huśtawce nastrojów, olbrzymich emocji. Do problemów i zmartwień związanych ze stanem zdrowia dołoży jeszcze konieczność zmagań z własną psychiką. Tak było i wciąż jest ze mną.

Mam 56 lat, od 35 zmagam się z postępującym zanikiem mięśni, a od 23 z cukrzycą insulinozależną.
Jestem pacjentem zarejestrowanym w Poradni Chorób Mięśni oraz w poradni diabetologicznej w warszawskim szpitalu.

Ten fakt, jak życie pokazuje, niewiele dla mnie znaczy. W Poradni Chorób Mięśni, po zbadaniu wycinka mięśnia i postawieniu diagnozy o pierwotniemięśniowej przyczynie choroby, pozostawiono mnie samemu sobie.

„Jak będzie opracowane lekarstwo na Pańską chorobę, to powiadomimy Pana i podejmiemy
leczenie.” Żadnych zaleceń, żadnych wskazówek jak postępować. Poradnia diabetologiczna również nie odgrywa szczególnej roli w prowadzeniu mojej cukrzycy.

Zdaję sobie sprawę, że to ja sam mogę być dla siebie najlepszym lekarzem. To co jem, to najlepszy lek jaki mogę sobie zaordynować. W sytuacji, gdy moje choroby są uznawane za nieuleczalne zdecydowałem się na skorzystanie z oferty, którą przedstawiła mi rodzina – „wczasy z Klaudią” w Świeradowie Zdroju. To było chyba 20 lat temu.

Mój organizm zareagował natychmiast na zabiegi czynione przez Klaudię. Efektem dwóch trzytygodniowych pobytów w Świeradowie było zmniejszenie dobowej dawki  insuliny o ok.30 %, wypełnienie zapadniętych policzków, odzyskanie świeżej cery i , przede wszystkim, pojawienie się mięśni uznanych za utracone.  Poprawa zaczęła się od mięśni zlokalizowanych w okolicy pachwiny, po wewnętrznej stronie ud.

To był jeszcze okres kiedy zanikiem objęte były tylko nogi. Jednak z upływem czasu, w miarę starzenia się organizmu, choroba postępowała i obejmowała kolejne partie mięśni. Plecy i brzuch stały się tak słabe, że miałem kłopoty z utrzymaniem równowagi. Pojawiły się w moim życiu kule inwalidzkie, najpierw jedna, a z biegiem czasu druga.

Przeżywałem bardzo trudne lata z powodu rozchwianej psychiki. Pragnę podkreślić, że przez cały ten czas, nie przerwałem rehabilitacji, to zwycięstwo woli i rozumu
nad emocjami. Zacząłem zbliżać się do swojego dna, tj do takiego stanu choroby, w którym następuje odbicie.

Zanim jednak do tego doszło musiałem się trochę pomęczyć. Pojawiły się bóle w klatce piersiowej i trudności z oddychaniem. Zostałem skierowany do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, ale wykonane szczegółowe badania nie wykazały żadnych zmian przedzawałowych. Diagnoza Klaudii była taka, że to ,,zatkanie” najdrobniejszych naczyń krwionośnych.

Zostałem objęty seansem leczniczym na odległość z jednoczesnym zaleceniem rozpoczęcia diety. Miałem odstawić wszelkie mięso, wędliny, ryby, żółty ser, jajka, wyroby mleczarskie, kakao, kawę, herbatę, no i oczywiście cukier, słodycze i wyroby cukiernicze. Po dwóch dniach objawy ustąpiły i poczułem się lepiej, jednak to co wpadło jednym uchem, drugim wypadło. Jakie znaczenie może mieć dieta ?!

Po około 2 miesiącach dobrego samopoczucia objawy powróciły, bardziej nasilone.
Dodatkowo wystąpiło silne opuchnięcie lewej stopy. Opuchlizna całkowicie skryła obie kostki i sięgnęła do palców.
To była właśnie moje dno, może nie takie jeszcze muliste.

Kolejna rozmowa z Klaudią była niezwykle mobilizująca. Usłyszałem pełne wyrzutów słowa, z których wyczytałem między wierszami, że marnotrawię jej wysiłek, że jej leczenie ma charakter doraźny, i wreszcie, że przestrzeganie zaleconej diety mogłoby mieć pozytywne skutki dla mojej zasadniczej choroby, zaniku mięśni.

Podziałało, bo musiało podziałać. Mogłem podupadać dalej na zdrowiu, albo spróbować czegoś nowego. Było to w lutym 2012 r. To był juz taki czas, że dosłownie nikłem w oczach, uda w najgrubszym miejscu obejmowałem dłońmi, boki wyglądały jak wygryzione przez rekina a bicepsów prawie w ogóle nie było.

Z tygodnia na tydzień potrafiłem już dostrzec i odczuć kolejne etapy osłabienia. Odrzuciłem zatem wszystkie zakazane produkty. Paradoksalne, ale tylko pozornie, jest to, że przy zaniku mięśni, kiedy właściwie powinno się dostarczać w diecie dużo białka, ja wyeliminowałem z niej całkowicie białko zwierzęce i ograniczyłem źródło pochodzenia roślinnego, eliminując z diety soczewicę i cieciorkę.

Miało to wytworzyć stan, w którym organizm pozbawiony dotychczasowych ilości białka, stanie do walki o przetrwanie i będzie musiał zrobić „coś” z „niczego”.
W mojej diecie są wyłącznie produkty, które urodziła ziemia, drzewa, krzewy,  oraz małoprzetworzone  jak np. kapusta kiszona.

W moim organiźmie nie brakuje niczego, badania krwi potwierdziły normatywną zawartość wszystkich pierwiastków. Reakcja na połączone siły seansów Klaudii i stosowanej diety nastąpiła niemal natychmiast, bo już prawie po 3 tygodniach. Sam fakt odrzucenia mięsa i wędlin wywołał zmniejszone zapotrzebowanie na insulinę, a im mniej hormonów dostarczanych z zewnątrz, tym lepiej.

W kilku słowach opiszę wymierne efekty leczenia. Lekarze oburzyliby się pewnie za użycie tego słowa, ale to nie moje zmartwienie. Robiłem 2 wstrzyknięcia insuliny długodziałającej  Humulin N; rano i wieczorem po 12 jednostek.

Teraz rano robię 5 jednostek, a wieczorem 8. Insulina szybkodziałająca Humalog:  rano z 12 jednostek zmniejszyłem do 9, przed drugim śniadaniem z 6 jednostek zmniejszyłem do 4, przed obiadem z 16 jednostek zmniejszyłem do 8, a przed kolacją z 6 jednostek zmniejszyłem do 3.

Przez cały ten okres prawie 10 miesięcy moja dieta jest powtarzalna, więc wyniki mówią same za siebie. Atrofia mięśni została z całą pewnością powstrzymana.

Proces został odwrócony !!

Z radością i wzruszeniem obserwuję zmiany zachodzące w moim ciele. Jakbym był świadkiem narodzin samego siebie. Odczuwam poprawę w trakcie wykonywania codziennych czynności, robię je łatwiej i nie męczę się tak bardzo. W domu nie muszę chodzić „po ścianach”, jestem już w stanie zrobić kilkadziesiąt kroków bez żadnej asekuracji.

Klaudia jest Darem dla nas wszystkich, którzy jesteśmy szpitalnymi odrzutkami.
To wszystko, ale to nie koniec….

Bioenergoterapia

Jasnowidzenie

Medycyna naturalna

Moje Himalaje – saga o jodze

Autobiograficzna książka „Moje Himalaje – saga o jodze” z moją dedykacją. Książka opowiada o dzieciństwie ze zdarzeniami losowymi, praktyce jogi, przebytych transach medytacyjnych, które stały się narodzinami mojego nowego życia, o jasnowidzeniu, leczeniu, kontaktach z umarłymi, zdolności wpływania na ludzkie losy…
Moje Himalaje - saga o jodze